niedziela, 17 maja 2015

IRLANDIA - Dublin

Dublin to idealne miasto na weekendowy wypad.
Z Polski można znaleźć tanie loty z kilku miast, m. in. Warszawy, Szczecina, Wrocławia, Poznania Ryan Air-em. Z lotniska do centrum miasta można łatwo i szybko dostać się autobusem.
Po raz kolejny znaleźliśmy pokój przez AirBnB. Wybraliśmy lokalizację w samym centrum, dzięki temu do większości atrakcji mogliśmy dojść pieszo.
Osobom lubiącym muzea polecam Dublin Card - za 39 euro/dzień lub 61 euro/2 dni mamy bezpłatny wstęp do wielu miejsc (na dodatek bez oczekiwania w kolejce!), a do innych zniżki.
Pierwszy dzień rozpoczęliśmy od Ogrodu Pamięci o Poległych (Garden of Rememberence) - jest to miejsce poświęcone pamięci wszystkich, którzy zginęli walcząc o niepodległość Irlandii. Ogród jest niewielki, z pięknym pomnikiem, który zmusza do refleksji.



Następnie udaliśmy się O`Connell Street (jedna z głównych ulic Dublina) w kierunku pomnika Molly Malone. Molly była piękna sprzedawczynią ryb, pracującą na ulicach irlandzkiej stolicy, zmarła w młodym wieku na febrę.


W tej samej okolicy znajduje się Grafton Street - coś dla lubiących zakupy. Po prostu ulica z różnymi sklepami. Dodatkową atrakcją są uliczni grajkowie (muszę przyznać, że większość z nich naprawdę fajnie wykonywało różne znane przeboje i takim osobom chętnie wrzucałam grosik) oraz tzw. "żywe posągi".


Następnie udaliśmy się do St. Stephen`s Green oraz Iveagh Gardens. Są to parki, gdzie po prostu można usiąść i zrelaksować się. W tym drugim znajduje się niewielki, ale uroczy wodospad.


Po całym dniu godzinach chodzenia udaliśmy się na kolację do Against The Grain. Jest to pub należaćy do Galway Bay Brewery. Szczerze polecam to miejsce, mają ogromny wybór piwa, a także doskonale "fish and chips".
Dzień zakończyliśmy w irlandzkich pubach, m. in. w najbardziej znanym - The Temple Bar. W większości z nich można usłyszeć muzykę "na żywo" i niemal wszędzie jest bardzo tłoczno.




Drugiego dnia padał deszcze, na szczęście zaplanowaliśmy wizyty w muzeach, więc brzydka pogoda tak bardzo nam nie przeszkadzała.
Rozpoczęliśmy od Kilmainham Gaol, czyli dawnego więzienia.Zostało ono zbudowane pod koniec XVIII wieku, początkowo wykonywano tam karę śmierci, a wszyscy więźniowie przebywali razem (kobiety, mężczyźni i dzieci). Ogólnie historia jest ciekawa, ale nie jest to tzw. "must see", Dublin oferuje mnóstwo innych atrakcji.



Kolejny przystanek to Guinness Storehouse. W przeciwieństwie do Kilmainham Gaol, uważam, że jest to świetne miejsce i trzeba je zobaczyć. Oczywiście turystów jest mnóstwo, dlatego warto mieć Dublin Pass - wchodzi się bez kolejki.
Guinness jest ogromny, ma kilka poziomów. Na pierwszym poznajemy proces produkcji piwa, na drugim - współpracę browaru ze specjalistami oraz sposoby transportu. Kolejne piętra to restauracje, miejsca, gdzie można skosztować piwa, a na samej górze znajduje się Gravity Bar z widokiem na Dublin.
Czy warto odwiedzić? Zdecydowanie polecam, można dowiedzieć się wielu ciekawostek, a na koniec wypić pintę tego ciemnego trunku. Przy okazji proponuję podpatrzeć, jak właściwie nalewa się Guinnessa. 





Następnie mieliśmy pójść do Jameson Distillery, ale czas oczekiwania na wolne miejsce w grupie zwiedzających był dłuższy niż 2 godz., więc zrezygnowaliśmy. Postanowiliśmy udać się do katerdry św. Patryka. Po drodze minęliśmy Katedrę Kościoła Chrystusowego (Christ Church Cathedral) oraz Dublinę - muzeum poświęcone wikingom i czasom średniowiecznym. Akurat nie jest to krąg moich zainteresowań.

Katedra św. Patryka jest piękna w środku, warto wejść do środka, przyjrzeć się witrażom, a także flagom wiszącym wysoko na ścianach. Świątynia jest otoczona przyjemnym ogrodem.





Wieczorem wybraliśmy się na kolację do... banku. Mowa tutaj o restauracji The Bank on College Green - kiedyś była to instytucja finansowa. Jedzenie jest dobre i w znośnych cenach. Za kolację dla 2 osób (danie główne + deser) zapłaciliśmy chyba 45 euro. Za to największą atrakcją jest sam budynek - wnętrze jest piękne i bogato zdobione.

Dzień zakończyliśmy spacerem wzdłuż rzeki, gdzie znajduje się pomnik "Famine", czyli głód - jest to pamiątka po klęsce, która dotknęła Irlandię w XIX wieku i zmusiła wiele osób do emigracji.





Naszą wycieczkę zakończyliśmy oczywiście pintą Guinnessa w jednym z licznych pubów :)




piątek, 8 maja 2015

IRLANDIA - Klify Moheru (Cliffs of Moher)

Niecałe 2 tygodnie temu miałam okazję zawitać na zieloną wyspę - Irlandię.
Do Dublina można polecieć np. Ryan Airem za niewielkie pieniądze. Tam też mieliśmy naszą "bazę" - pokój wynajęliśmy przez Air BnB. W mieście jest kilka biur informacji turystycznej oraz biur turystycznych, gdzie można wykupić różne wycieczki. My do samego końca wahaliśmy się, czy zarezerwować podróż na klify z powodu niepewnej pogody. Zdecydowaliśmy się w ostatniej chwili (w sobotę ok. 19-ej), żeby jechać w niedzielę rano. Jedynym otwartym miejscem był Paddywagon Tours. Za jednodniową wyprawę autokarem zapłaciliśmy 45 euro od osoby (wszystkie firmy, które znaleźliśmy oferują taką samą cenę).
Tak więc z kwitkiem w dłoni stawiliśmy się na miejsce zbiórki przed godz. 8. Okazało się , że kierowca był również przewodnikiem. Nam trafił się świetny facet, który różnymi historiami umilał podróż.
Pierwszym przystankiem była rybacka wioska Kinvara, znana z łodzi rybackich.



Z wioski rozciąga się piękny widok, m.in. na zamek Duinguaire:



Sama miejscowość jest również urocza:




Następnie zatrzymaliśmy się przy opactwie Corcomroe - są to ruiny klasztoru z XIII wieku. Muszę przyznać, że razem z okolicą robi niesamowite wrażenie - położony na odludziu wsród pięknych zielonych łąk i pagórków.









Później jeszcze przystanek na tzw. małych klifach:





oraz w malutkiej miejscowości Doolin:



Aż wreszcie docieramy do celu - Klifów Moheru nad Oceanem Atlantyckim.
Mieliśmy szczęście, bo mimo kiepskiej prognozy, pogoda była piękna. Dostaliśmy ok. 1,5h czasu wolnego. Według mnie to zdecydowanie za mało, aby podziwiać ten cud natury. Dwa razy dłuższy czas pozwoliłby na dłuższy spacer. W internecie znaleźliśmy wskazówkę, że warto iść w prawą stronę. Tak też zrobiliśmy. Z okolic wieży widać ciąg klifów, wyglądają CUDOWNIE (niestety, staliśmy pod słońce, więc zdjęcia wyszły takie sobie).



Im bardziej w prawo szliśmy, tym piękniejszy widok ukazywał się naszym oczom - błękitne niebo z pojedynczymi chmurami, woda jak w morzu Śródziemnym i soczysta zieleń trawy powoli przechodząca w gołe skały.












 Serdecznie polecam Klify Moheru - zdecydowanie jest to miejsce warte zobaczenia w Irlandii. Z Dublina jest to ok. 300 km na zachód. Duży wpływ na jakość wrażeń ma pogoda - najlepiej udać się tam tylko w pogodny dzień. Wybierając się w deszczowy lub mglisty dzień niewiele uda się zobaczyć.