Trynidad to urocze miasteczko w centralnej części Kuby. Główne ulice i zabytki doczekały się renowacji, ale nadal zachowują swój kolonialny klimat.
Najpierw odwiedziliśmy znaną pracownię znanego artysty - ale niestety, w mojej pamięci utkwiły jedynie staromodne bujane fotele i piękny old mobil. Dla mnie był to kolejny przystanek, aby wyciągnąć kasę od
turystów na zbędne pamiątki. Dlatego zrobiłam kilka zdjęć i wyszłam na
zewnątrz.
Opuszczenie tego miejsca i przeczekanie na ulicy było najtrafniejszą decyzją tej wycieczki, gdyż na zewnątrz toczyło się zwykłe kubańskie życie...
Kilkadziesiąt metrów dalej wypatrzyłam sklep spożywczy. Na początku zerkałam nieśmiało z daleka, ale ośmieliła mnie zupełna obojętność tubylców - nie zwracali uwagi na turystkę wpatrzoną w szkielet kasy czy oglądającą niemal puste półki, przypominające polską rzeczywistość lat 80.tych. Widok naprawdę przygnębiający, chociaż z drugiej strony ludzie przywykli do tego i radzą sobie.
Jeszcze tego samego dnia zostaliśmy zaprowadzeni do pokazowego "supermarketu" w centrum Trynidadu - nadal dosyć spartańskie warunki, ale jajek było pod dostatkiem :)
Następnie nadszedł czas na małą przerwę i typowy dla tego regionu napój chanchanchara - robiony z rumu, miodu i soku cytrynowego:
Kolejnym nieoficjalnym punktem dnia był zakup cygar. Przewodniczka skontaktowała grupę z panem, który ponoć sprzedawał oryginalne produkty, ale zdecydowanie taniej niż w sklepach. Po raz kolejny odniosłam wrażenie, że to cwaniara, która solidnie dorabia do pensji prowadzając turystów do "sprawdzonych w 100%, najtańszych, oferujących najlepsze okazje prawie legalnych źródeł", samej czerpiąc z tego niezły zysk. Przewodnik potrafiący doradzić podopiecznym jakieś dobre miejsce na zakupy jest bardzo pomocny, ale pod warunkiem, że robi to na życzenie ludzi, ale prowadzanie do nielegalnych sprzedawców i nakręcanie turystów na "super okazje" uważam za nieetyczne.
Tak więc część grupy rzuciła się na lewe cygara, a ja znów odeszłam nieco poza główne szlaki.
Następnie wróciliśmy do celu naszej wycieczki - czyli zwiedzania :)
Weszliśmy na wieżę Muzeum Miejskiego, skąd rozciąga się uroczy widok na Trinidad.
Głównym miejscem w Trinidadzie jest Plaza Mayor z barokową katedrą widoczną na powyższym zdjęciu.
Według mnie to miasto to prawdziwa perełka Kuby - brukowane uliczki, stara niska zabudowa (wprowadzono tam zakaz stawiania nowoczesnych budynków), ludzie siedzący przed domami, gdzie niegdzie stare amerykańskie auta. Cudowny klimat.